Po raz pierwszy w historii swoich przygód z „Total War” wstrzymam się z nabyciem nowej odsłony serii i nie kupię jej na premierę. Rozczarowanie „Total War: Rome II” było po prostu zbyt wielkie i nadal boli.
W moim przypadku „Rome II” stał się grywalny dopiero po około trzech miesiącach od wydania, gdy kolejne łatki usunęły najbardziej denerwujące bugi a optymalizacja kodu pozwoliła mojemu laptopowi wyświetlać grę z prędkością większą niż 5 klatek na sekundę. Po początkowym rozczarowaniu przyszło to drugie – uproszczoną pod wieloma względami rozgrywką.
Przy okazji wyprzedaży na Steamie kupiłem pakiet „Medieval II: Total War” z dodatkiem „Królestwa” – obie gry co prawda już miałem, ale perspektywa wygody posiadania ich w wersji cyfrowej wygrała ze zdrowym rozsądkiem.
Powróciwszy do gry, gdzie dość istotną częścią prowadzenia wojen z chrześcijańskimi sąsiadami są stosunki z Watykanem (o ile nie mamy w nim wpływu, szybko zostaniemy ekskomunikowani), przypomniał mi się dość nietypowy polski akcent obecny w grze. Otóż komunikaty „papieskie” na mapie zobrazowane są ikoną… łudząco podobną do znanego zdjęcia Jana Pawła II. Porównanie poniżej.
Wcześniej nie poruszałem specjalnie tego tematu, ale – tak, jak napisałem na odpowiedniej podstronie bloga – od kilku miesięcy nie pracuję już jako dziennikarz growy, teraz zajmując się szeroko pojętym kreowaniem marki produktów Techlandu. Na czym to konkretnie polega opisuję na łamach nowego CD-Action w tekście naprawdę dla mnie wyjątkowym.
Napisanie tego artykułu było dla mnie naprawdę trudne. Z dwóch względów. Po pierwsze musiałem w nim przedstawić swoją pracę w sposób jasny i zrozumiały dla osób, które niekoniecznie zdają sobie sprawę z tego jakimi mechanizmami rządzi się produkcja gier. Paradoksalnie ja sam do końca tego nie wiedziałem dopóki nie przeszedłem na drugą stronę barykady oddzielającej dziennikarzy od developmentu (coraz mniej, ale jednak) lubującego się w swoich sekretach i pracy kreatywnej prowadzonej z dala od blasku fleszy. To zresztą nic dziwnego, że rzeczywistość różni się od naszych wyobrażeń – w moim przypadku zdecydowanie na plus.
„Sengoku jidai, wiek kraju pogrążonego w wojnie” – wita nas ponownie Shogun. Sequel pierwszego „Total War” zachwyca klimatem, dopracowaną rozgrywką i piękną grafiką, a dzięki pomysłowemu multiplayerowi produkcja jest bliska ideału jak nigdy dotąd. To murowany kandydat do tytułu gry roku i jedna z najlepszych strategii ostatnich lat.
Odpalając 11 lat temu pierwszego „Shoguna”, nie miałem wielkich oczekiwań – ot, jakaś dziwna strategia, która wpadła mi w ręce przypadkiem. Gra nieznanego wówczas studia The Creative Assembly na długie lata zawładnęła umysłem moim i milionów graczy, zmieniła też oblicze gatunku, który za sprawą tego tytułu zaczął odchodzić od schematu wyznaczonego przez „Age of Empires II”. Można roztrząsać, jakie miało to skutki dla gatunku, który wtedy był na szczycie popularności, a dziś znajduje się w całkowitej defensywie. Strategii wychodzi obecnie może kilka rocznie, a naprawdę dobre można zliczyć na palcach jednej ręki, trzy z nich poświęcając na wspominki typu: „kiedyś to były Age’e, Panzery i Command & Conquery…”. Ale nie czas na takie sentymenty, oto bowiem dostaliśmy „Shoguna 2”, który zagości na naszych dyskach na długie miesiące. Żadna inna strategia nie będzie nam właściwie potrzebna.
Rozsierdziły mnie słowa jednego z twórców serii „Age of Empires”, którego nagle, po sześciu latach od premiery gry, wzięło na osobiste wyznania i przyznawanie się do błędów. Do diabła, jakich błędów!?
Bruce Shelley, człowiek o naprawdę imponującym dorobku w gatunku strategii, stwierdził w rozmowie z Kotaku jakoby „Age of Empires III” nie było grą udaną.
Myślę że była to [gra] duża pomyłka.
To smutne kiedy tak zasłużony człowiek podkopuje swoje osiągnięcia tylko dlatego, że obecnie pracuje w innej firmie.
Historia zatacza koło i najpopularniejsza (oraz bez wątpienia najlepsza) seria strategii ostatnich lat powraca do scenerii swojej pierwszej odsłony – pogrążonej w wojnie o władzę szesnastowiecznej Japonii. Oto moje wrażenia z Kraju Kwitnącej Wiśni w wersji beta.
Pierwszym co urzeka już po włączeniu „Total War: Shoguna 2”* gry jest jej artystyczna oprawa. Logo gry i płatki kwiatu wiśni w intro to tylko przedsmak pięknych, stylizowanych na tradycyjne japońskie akwarele obrazków towarzyszących nam w menusach, podczas ekranów ładowania, czy chociażby ornamentów na sztandarach naszej frakcji. Egzotyczna stylistyka podkręcana przez świetną muzykę sprawia wrażenie obcowania z grą prawdziwie wyjątkową. Pod tym płaszczykiem klimatu nie kryje się jednak nic innego jak stary, dobry „Total War”.
W nowym, 2011 roku wszystkim życzę samych pozytywnych wrażeń, co by ich kury się niosły a krowy mleka jeszcze więcej dawały.
Graczom natomiast życzę by nadal rozwijała się dystrybucja cyfrowa. Jak pokazują przykłady licznych promocji (np. tych świątecznych na Steamie), gry sprzedawane w ten sposób mogą być dużo tańsze. Przez sieć mamy też dostęp do coraz większej liczby niezależnych produkcji – także darmowych, co tym bardziej cieszy, gdy spojrzy się na wciąż rosnącą chciwość takich wydawców jak (nie)sławny Bobby K.
E3 trwają w najlepsze, sieć zalewają kolejne informacje, screeny, trailery i gameplaye z najbardziej wyczekiwanych gier – bo nowo ogłoszonych tytułów w tym roku jakoś (póki co) próżno szukać. Wszystko przeglądam i o ciekawszych postaram się kilka słów napisać. Na tapetę na pewno wezmę polskie „Bulletstorm”, na początek jednak przyjrzę się pierwszym obrazkom z „Shogun 2: Total War”.
Wyglądają one naprawdę pięknie, jednocześnie przełamując tradycję serii, wedle której na pierwsze grafiki z samej gry musieliśmy czekać bardzo długo. Tym razem jest inaczej, bo już pierwsze screeny prezentują (wyretuszowaną, ale jednak) faktyczną rozgrywkę. Obrazek z bitwy rozgrywanej nocą zrobił na mnie ogromne wrażenie i cieszę się, że taka możliwość po kilku latach nieobecności w najnowszym „Total War” powróci.
Narastające z każdym dniem plotki o tym, że kolejną odsłoną serii „Total War” będzie remake wydanego w 2000 roku „Shoguna” wydają się zwiastować oficjalne ogłoszenie przez Creative Assembly prac nad grą. Zamieszanie produkcji robi się na tyle duże, że o jej powstawaniu świadczy już nawet filmik z Japończykiem maziającym na białych kartach menu swojej knajpy sushi.
[UPDATE: Wcześniejsze wideo jest niedostępne, dlatego zastąpiłem je faktycznym intro do „Shoguna 2”]
O tym w jakim kierunku podąża „Total War” pisałem przed kilkoma dniami. Moje obawy, co do tego, że seria coraz dumniej drepcze w miejscu a twórcy skupiają się na odcinaniu kuponów od swojego sukcesu tylko narastają. I chociaż internetowi plotkarze już rozpisują się o tym ile nowości przyniesie „Shogun 2”, to do czasu oficjalnych zapowiedzi gry wolę pozostać nastawiony lekko sceptycznie. Przynajmniej oszczędzę sobie ewentualnego rozczarowania.