Wielkim nieobecnym mojego przeglądu przygodówek z E3 była „Gray Matter”. Powód był bardzo prosty – na temat gry nie powiedziano nic nowego/ciekawego od kilku miesięcy. Jej obecność w Los Angeles najmocniej zaznaczyło ogłoszenie kolejnego przesunięcia daty premiery.
Do Jane Jensen, twórczyni „Gray Matter” mam wielki szacunek za to, co przed laty dokonała z diabelsko trudną ale jakże ciekawą serią „Gabriel Knight”. Po cichu liczę, że w swojej najnowszej grze Jensen uda się choć częściowo stworzyć podobny nastrój i opowiedzieć historię równie mocno wciągającą jak przygody Knighta, których trzecia i ostatnia część pojawiła się przed dekadą.
W poprzednim wpisie narzekałem, że na E3 brakuje mi nowych gier, tymczasem oprócz powstawania nowej odsłony serii „Silent Hill”, w Los Angeles poinformowano o pracach nad kontynuacją przygodówki „Black Mirror”. I chociaż gry adventure nie były zbyt obficie reprezentowane na targach, to gdy spojrzeć na jakoś pokazanych tytułów – jest naprawdę nieźle.
Premiera angielskojęzycznej wersji „Black Mirror II” miała miejsce w kwietniu, podczas gdy wersja na rynek niemiecki wypuszczona została jeszcze w roku ubiegłym (wciąż żaden wydawca nie zdecydował się na rozpowszechnianie gry w Polsce). Zapowiedziana w trakcie E3 „Black Mirror III” będzie bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z dwójki o której więcej będzie można przeczytać w mojej recenzji w najbliższym CD-Action. Głównym bohaterem ponownie będzie młody student o imieniu Darren. Budzi się on zdezorientowany i pozbawiony pamięci wśród ciemnego lasu, chwilę potem aresztuje go policja. Po kilku tygodniach odsiadki młodzian wychodzi na wolność i rozpoczyna śledztwo mające mu wyjaśnić kim jest, co działo się z nim w ostatnich miesiącach oraz skąd wzięły się dziwne wizje, które go nawiedzają.
E3 trwają w najlepsze, sieć zalewają kolejne informacje, screeny, trailery i gameplaye z najbardziej wyczekiwanych gier – bo nowo ogłoszonych tytułów w tym roku jakoś (póki co) próżno szukać. Wszystko przeglądam i o ciekawszych postaram się kilka słów napisać. Na tapetę na pewno wezmę polskie „Bulletstorm”, na początek jednak przyjrzę się pierwszym obrazkom z „Shogun 2: Total War”.
Wyglądają one naprawdę pięknie, jednocześnie przełamując tradycję serii, wedle której na pierwsze grafiki z samej gry musieliśmy czekać bardzo długo. Tym razem jest inaczej, bo już pierwsze screeny prezentują (wyretuszowaną, ale jednak) faktyczną rozgrywkę. Obrazek z bitwy rozgrywanej nocą zrobił na mnie ogromne wrażenie i cieszę się, że taka możliwość po kilku latach nieobecności w najnowszym „Total War” powróci.
We wtorek w Los Angeles startują targi E3, tymczasem za sprawą serwisu Gametrailers sieć już obiegają zwiastuny gier, które zostaną zaprezentowane podczas imprezy. Moją szczególną uwagę zwrócił trailer „Star Wars: The Force Unleashed II”, który utwierdził mnie w przekonaniu, że w drugiej części przygód Starkillera, ucznia Dartha Vadera, otrzymam dokładnie to samo, co w jedynce – tylko więcej i bardziej widowiskowo.
W „Star Wars: The Force Unleashed” grałem jeszcze na konsoli ustawionej w siedzibie polskiego wydawcy gry, który przed premierą posiadał tylko jedną, dobrze zabezpieczoną kopię. Nie przeszkadzało mi to jednak w tym, by bez reszty zagłębić się w tą przepełnioną klimatem „Gwiezdnych Wojen” grę akcji wymachując we wszystkie strony mieczem i ciskając kolejne Moce w przeciwników.
Sama fabuła, a zwłaszcza jej finał, również zrobiły na mnie spore wrażenie, bo w sposób wręcz doskonały wypełniały lukę czasową pomiędzy epizodami I-III a IV-VI. W dwójce najwyraźniej możemy liczyć na kontynuację opowieści, przy czym Starkiller poświęci się teraz zemście na Lordzie Vaderze, który uznawszy swojego ucznia za niepotrzebnego (a może za zbyt potężnego?) próbuje go zamordować. Walka ze Stormtrooperami, innymi robotami oraz zbiorniki pełne klonów Starkillera widziane na koniec zwiastuna wróżą nic innego jak mnóstwo widowiskowej akcji. Już się nie mogę doczekać październikowej premiery!
Creative Assembly największą sławę zyskało dzięki serii strategii łączących turową część ekonomiczną z bitwami w czasie rzeczywistym. Wciąż pamiętam jakim pozytywnym zaskoczeniem i rewolucją w gatunku był wydany w 2000 roku „Shogun: Total War”. Po ponad 10 latach seria liczy sobie już pięć gier: „Shogun”, „Medieval”, „Rome”, „Medieval II”, „Empire” oraz kilka dodatków, w tym dwa samodzielne – „Medieval II: Królestwa” i „Napoleon”. „Total War” uznawana jest przez krytyków i graczy za jeden z najlepszych cyklów w dziejach – ja zresztą sam się do tego poglądu przyłączam namiętnie i z wielką frajdą grając w kolejne produkcje spod tego znaku.
Zanim jednak zespół CA dokonał przełomu w strategiach przez kilka lat tworzył gry sportowe dla Electronic Arts. Niedawno ogłoszono, że studio powraca niejako do korzeni i stworzy dla SEGI oficjalną grę Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Podobnie jak i wielu fanów „Total War”, również u mnie każda informacja o innej, niż ich sztandarowa seria, aktywności CA, wzbudza spore zdziwienie. Nie należę do osób, które od czasu gdy w 2005 roku studio stało się własnością niezbyt kojarzonej z grami strategicznymi SEGI, wietrzą jego rychłe zamknięcie lub kompletną zmianę profilu produkcji. Zdziwienie moje wynika bardziej z faktu, że oprócz znakomitego „Total War” studio to nie potrafiło stworzyć żadnej równie dobrej gry, czego przykładem futurystyczna strategia „Stormrise” oraz konsolowe slashery „Spartan: Total Warrior” i „Viking: Battle for Asgard”.