„Sengoku jidai, wiek kraju pogrążonego w wojnie” – wita nas ponownie Shogun. Sequel pierwszego „Total War” zachwyca klimatem, dopracowaną rozgrywką i piękną grafiką, a dzięki pomysłowemu multiplayerowi produkcja jest bliska ideału jak nigdy dotąd. To murowany kandydat do tytułu gry roku i jedna z najlepszych strategii ostatnich lat.
Odpalając 11 lat temu pierwszego „Shoguna”, nie miałem wielkich oczekiwań – ot, jakaś dziwna strategia, która wpadła mi w ręce przypadkiem. Gra nieznanego wówczas studia The Creative Assembly na długie lata zawładnęła umysłem moim i milionów graczy, zmieniła też oblicze gatunku, który za sprawą tego tytułu zaczął odchodzić od schematu wyznaczonego przez „Age of Empires II”. Można roztrząsać, jakie miało to skutki dla gatunku, który wtedy był na szczycie popularności, a dziś znajduje się w całkowitej defensywie. Strategii wychodzi obecnie może kilka rocznie, a naprawdę dobre można zliczyć na palcach jednej ręki, trzy z nich poświęcając na wspominki typu: „kiedyś to były Age’e, Panzery i Command & Conquery…”. Ale nie czas na takie sentymenty, oto bowiem dostaliśmy „Shoguna 2”, który zagości na naszych dyskach na długie miesiące. Żadna inna strategia nie będzie nam właściwie potrzebna.
Sengoku jidai
Od czasu wielkiej rewolucji, jaką dla serii był „Rome”, nic wielkiego się w niej nie wydarzyło – no, może poza wprowadzeniem starć morskich w „Empire”. W „Medievalu II”, „Empire” i „Napoleonie” niewiele było nowych rozwiązań, na dodatek powielano stare błędy. Nieco inaczej pod tym względem wypada „Shogun 2”. Powrót do sprawdzonej scenerii wyszedł grze na dobre, nie brakuje w niej także ciekawych zmian (i nie mam na myśli „rewolucji” w pisaniu tytułu, który z „Shogun 2: Total War” zmieniono na „Total War: Shogun 2”).
Wracamy do pogrążonej w wojnie o dominację feudalnej Japonii, by pod sztandarem jednego z dziewięciu rodów zjednoczyć kraj i zdobyć tytuł szoguna. Podobnie jak w oryginale, świat gry składa się z trzech japońskich wysp: największej Honsiu i mniejszych Kiusiu i Sikoku. Geograficznie rzecz biorąc, obszar gry jest mniejszy niż w poprzednich „Total Warach”. Japonia składa się jednak z ponad 60 prowincji, co w połączeniu ze zmniejszeniem zasięgu ruchu jednostek sprawia, iż nie sposób przejść z jednego jej końca na drugi w ciągu kilku czy kilkunastu tur – zwłaszcza że po drodze napotykamy dziesiątki nieprzyjaznych nam rodów. W miejsce częstych w oryginale prowincji rządzonych przez buntowników pojawiło się bowiem mnóstwo małych państewek. Praktycznie żadne nie skupia się na utrzymaniu swoich granic, ale stara rozwijać i podbijać sąsiadów – sytuacja na mapie cały czas się więc zmienia.
To zresztą jedna z największych zalet „Shoguna 2”: ten świat po prostu tętni życiem. Z jednej strony to zasługa fantastycznej grafiki. Na mapie strategicznej zachwycają fale rozbijające się o wybrzeża wysp, zielone łąki wiosną, pola latem, złote drzewa jesienią, wreszcie przykryte śniegiem wzgórza zimą. Po niebie latają ptaki i suną chmury, raz za razem zasnuwane czernią dymu z warsztatów rzemieślniczych lub płonących zamków. Z drugiej strony „życie” świata „Shoguna 2” zawdzięczamy sztucznej inteligencji przeciwników. Byłem pozytywnie zaskoczony pomysłowością AI oraz przyjmowanymi przez nie taktykami. Komputer potrafił pozostawić graniczną prowincję niebronioną tylko po to, by wciągnąć mnie w pułapkę zastawioną przez liczniejszą od mojej amię skrytą w lesie lub w sąsiedniej krainie (bardzo częste, dlatego warto wpierw robić zwiad agentami – ninja, metsuke lub mnichami). Bardzo dobrze wybierał też moment do zaproponowania lub zerwania paktu dyplomatycznego.
Całość recenzji do przeczytania na stronie cdaction.pl oraz w urodzinowym numerze CD-Action.