Gry komputerowe

Intymne „Fragments of Him”

Kto twierdzi, że gry są „dla dzieci”, ten naprawdę mało wie o otaczającym go świecie. Gry, podobnie jak tenże świat, to ogrom różnorodności, pośród której lśnią tak piękne i dojrzałe opowieści, jak „Fragments of Him”.

Kameralna, intymna atmosfera gry sprzyja przeżywaniu potężnego ładunku emocjonalnego zawartego we wspomnieniach czwórki bohaterów. We „Fragments of Him” trójka najbliższych szuka ukojenia wspominając tragicznie i przedwcześnie zmarłego Willa. Śmieje się ze wspólnie przeżytych chwil radości, wzrusza wspominając trudy codzienności. Ale jest jeszcze czwarty bohater – on sam, Will, któremu towarzyszymy w ostatnich chwilach jego życia.

fragments_of_him

Czytaj dalej

Zwykły wpis
Gry komputerowe

3 w 1: „The Cat Lady”, „Jazzpunk” i „The Vanishing of Ethan Carter”

Od kilku miesięcy (jeszcze bardziej niż wcześniej) nie cierpię na nadmiar wolnego czasu, dlatego kiedy już znajdę chwilę na granie, to staram się aby nie był to czas zmarnowany. Odpukać, ale póki co, idzie mi całkiem nieźle.

Nadrabiając różne zaległości sięgnąłem ostatnio po trzy naprawdę niezwykłe produkcje Indie – każdą zupełnie inną od pozostałych, ale wszystkie równie udane. Taki hat-trick!

„The Cat Lady”

the_cat_lady

Do przygodówki Remigiusza Michalskiego zbierałem się dość długo, bo przecież co ciekawego może być w grze o samotnej kobiecie żyjącej z bandą kotów w zapuszczonym mieszkaniu?

Wiele, zwłaszcza kiedy kobieta ta już na samym początku popełnia samobójstwo i trafia do przepełnionego cierpieniem i przemocą wymiaru gdzieś między życiem a śmiercią. Hipnotyczny nastrój, psychodeliczna ścieżka dźwiękowa i wiele prawdziwie zaskakujących (a momentami wstrząsających oraz obrzydliwych) zwrotów akcji sprawiły, że mój czas z „The Cat Lady” był surrealistyczną przygodą, którą zapamiętam na bardzo długo.

Czytaj dalej

Zwykły wpis
Gry komputerowe

„Gone Home” wcale nie jest dobre!

Wydałem na ten tytuł niemałe pieniądze i był to dla mnie jeden z najgorszych zakupów w tym roku. Kompletnie nie rozumiem zachwytów krytyków, którzy „Gone Home” wystawiali najwyższe noty, teraz zaś umieszczają ten tytuł w przeglądach najlepszych gier mijającego roku.

W kategorii gier eksploracyjnych mamy takie perełki jak „Dear Esther” czy „9.03m”, które w niezwykle prosty sposób, pozbawione słów, czy skomplikowanych interakcji, potrafią zachwycić i wywołać kaskady emocji. „Gone Home” do tej kategorii nie pasuje, bo chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się tytułem eksploracyjnym, to szybko okazuje się być krótką przygodówką, na dodatek wykastrowaną z zagadek – bo te obecne w grze po prostu obrażają ludzką inteligencję.

gone_home

Czytaj dalej

Zwykły wpis
Gry konsolowe

„Beyond” bez duszy

David Cage wiele mówi o tworzeniu „dorosłych” i „wzruszających” gier, ale kiedy on mówi, nawołuje, postuluje i przekonuje, to inni developerzy właśnie takie produkcje tworzą. A Cage? On tworzy „Beyond”…

Pomysł na „Beyond: Dwie dusze” nigdy nie przekonywał mnie do siebie tak, jak np. zapowiedzi „Heavy Rain” kilka lat temu. Mimo to czekałem na nową produkcję Quantic Dream starając się unikać gameplayów i obszerniejszych zapowiedzi, które mogłyby zepsuć mi późniejszą zabawę. Nie wierzyłem też w wiele negatywnych recenzji i komentarzy na temat gry zaraz przed i po premierze – dopóki nie przekonałem się sam.

Beyond-Two-Souls

Czytaj dalej

Zwykły wpis
Gry komputerowe

W maszynie widać pierwsze świnie

Jakiś czas temu pisałem, że z wielkimi nadziejami czekam na sequel „Amnesii: Mrocznego obłędu” autorstwa twórców „Dear Esther”. Pierwszy zwiastun tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że będzie to tytuł warty uwagi.

„Amnesia: A Machine for Pigs” zapowiada się nawet mroczniej i straszniej od oryginału, a ukrzyżowane prosie pachnie skandalami…

Czytaj dalej

Zwykły wpis
Gry komputerowe, Muzyka

Dziwna Estera i świnie w maszynie

W grach naprawdę niewiele jest w stanie mnie jeszcze zaskoczyć, ale „Dear Esther” się to udało. Bo niby jak można spędzić czas przy produkcji, która wymaga wyłącznie wciskania jednego klawisza i nie robienia niczego innego? Okazuje się, że bardzo dobrze.

W „Dear Esther” chodzi bowiem o doznanie wywołane strzępkami opowieści, które w każdym umyśle złożoną się w inną historię. Zawsze traktującą o śmierci i wprawiającą w depresyjny nastrój, ale najczęściej z różnych powodów. Jeden skupi się na wątku przemijania, inny na samotności w pustym świecie wzorowanym na północnych wyspach u wybrzeży Szkocji, jeszcze inny na poczuciu winy odczuwanym przez bohatera recytującego co kilka kroków smutne monologi lub cytującego chwytające za serce listy do tytułowej Estery.

Czytaj dalej

Zwykły wpis