W rozumieniu graczy, niezależni twórcy (indie developerzy), to kilku kumpli w garażu robiącym to, co sprawia im frajdę – gry. Przeciwieństwem tego są potężne korporacje, które zamiast tworzyć PRAWDZIWE gry masowo wypuszczają wysysające zawartość portfeli potworki. Rzeczywista granica niezależności przebiega jednak zupełnie gdzie indziej.
Dla mnie niezależność firmy tworzącej gry – nieważne czy składającej się z dwóch, dziesięciu, czy trzystu developerów – kończy się w momencie wejścia na giełdę. Tam każdy, niezależnie z jakiej branży, staje się zakładnikiem nastrojów, koniunktury, ale przede wszystkim inwestorów. A to niestety ludzie, którzy (powiedzmy, że w 99% przypadków) nie mają zielonego pojęcia o specyfice gałęzi rynku, w której lokują swoje często niemałe pieniądze. Dla inwestorów liczy się tylko zysk.