Rezygnacja, zmęczenie, świadomość zbliżającej się śmierci i jej bezsensu – twórcom „Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today” udało się stworzyć mroczny świat, w którym nadzieja umarła jako pierwsza.
Do zagrania w produkcję hiszpańskiego zespołu Fictiorama Studios przymierzałem się już od jakiegoś czasu. I cieszę się, że w końcu znalazłem czas, by przenieść się do wykreowanego przez nich wirtualnego świata, nawet jeśli jest on brzydki, pełen brutalności i ludzkiego nieszczęścia. W tym właśnie tkwi jego pokrętne, zboczone piękno.
W „Dead Synchronicity” już od pierwszych chwil zachwycił mnie styl graficzny – oszczędny, wręcz prymitywny, ściśle trzymający się palety barw, która w połączeniu z prostą i wyrazistą kreską tworzy jakość rzadko spotykaną w grach przygodowych. Doskonale współgra on z resztą z opowieści, również tak nietypową dla gatunku, bo przesyconą śmiercią i cierpieniem. W grze nie brakuje drastycznych scen, ale też trudno się im dziwić, skoro rozgrywka toczy się w zniszczonym przez tajemniczy kataklizm świecie, chylącym się ku ostatecznej zagładzie.
Ten nastrój rezygnacji i rychłego końca hipnotyzuje, sprawia że od „Dead Synchronicity” naprawdę trudno się oderwać. Tym bardziej że zagadki nie sprawiają większej trudności i akcja biegnie dość płynnie (może poza kilkoma przypadkami słabo widocznych przedmiotów i polowania na piksele…), co tylko potęguje wrażenie uczestnictwa w toczącej się na ekranie gehennie.
Sceny w zrujnowanym obozie dla uchodźców przypominały mi znakomity epizod w obozie koncentracyjnym w równie przerażającym i brutalnym „I Have No Mouth, and I Must Scream”. Klimat gry skojarzył mi się także z niedużym projektem niezależnym „TRIHAYWBFRFYH”, który mocno wrył mi się w pamięć właśnie za sprawą przytłaczającego poczucia zbliżającego się końca.
Szkoda tylko, że opowieści w „Dead Synchronicity” brakuje bardziej zdecydowanego zakończenia – zwrot akcji i cliffhanger są naprawdę mocne, ale nie jestem do końca przekonany, czy formuła gry będzie dla mnie równie zaskakująca i przekonywująca w kontynuacji, jak była podczas pierwszego spotkania.
O sequelu na razie nie słychać zbyt wiele, fani dobrych przygodówek mają zatem jeszcze sporo czasu na nadrobienie tej wizualnej i fabularnej mrocznej perełki.