Miniony weekend spędziłem w towarzystwie ludzi północy, trzymetrowych rogatych wojowników oraz elfów centaurów. Razem uciekaliśmy przed gigantycznym wężem i rządnymi krwi siłami ciemności. A Wy to pewnie znowu – działka, zakupy i kościół w niedzielę?
Wydana przed dwoma laty „The Banner Saga” oczarowała mnie swoim klimatem, niezwykłą muzyką oraz naprawdę wciągającymi taktycznymi potyczkami. Elementów tych nie brakuje również w wydanej właśnie kontynuacji, będącej jednocześnie uwerturą przed trzecią odsłoną trylogii. Niestety, fabularnie daje się to odczuć, co właściwie stało się głównym punktem moich narzekań w recenzji opublikowanej na Polygamii.
Drobne zgrzyty nie zmieniają jednak faktu, że „The Banner Saga 2” dostarczyła mi sporo pozytywnych wrażeń, głównie za sprawą dopracowanego i rozbudowanego systemu walki. Bez reszty zakochałem się również w muzyce skomponowanej przez Austina Wintory (m.in. „Journey” i pierwsza część „Sagi”) będącej jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych ostatnich lat – nie tylko w grach.
Cudo!
A poniżej krótki cytat z mojej recenzji:
The Banner Saga 2 to więcej tego samego, czyli wyśmienita kontynuacja znakomitej gry. To przygoda, którą przeżyć powinien każdy miłośnik strategii oraz fantasy. Oby tylko na trzecią część nie przyszło nam czekać kolejne dwa lata.
Zagrać?
Warto!