Niezależne „Kingdom” to bez wątpienia estetyczna perełka, która zasługuje na słowa uznania. Te jednak ciężko przechodzą mi przez gardło, kiedy rozgrywka po prostu mnie znudziła.
Z jednej strony dostałem w „Kingdom” to czego mogłem się spodziewać – minimalistyczną grafikę z odpowiednio dobraną do niej muzyką oraz nietypowy gameplay łączący strategię ze side scrollerem. Ale to samo oferował również darmowy prototyp, w który wciąż można zagrać w przeglądarce. Po pełnej grze oczekiwałem jednak nieco więcej.
Zastanawiając się czego dokładnie brakowało mi w „Kingdom”, doszedłem do wniosku, że głębi. Gra polega na tym, że zarządzamy swoim królestwem z dnia na dzień, staramy się je rozbudowywać, by potem próbować przetrwać nocne ataki coraz liczniejszych grup potworów. Ale ile można powtarzać ciągle to samo?
Osiągnięcia do odblokowania pokazują, że można dziesiątki, nawet setki dni. Dla mnie nie ma w tym jednak nic atrakcyjnego. Wykonywaniu dzień za dniem tych samych, monotonnych czynności bliżej do rutyny szarej codzienności, niż emocjonującej gry komputerowej. Wiem że niektórym to odpowiada, ale ja wolę biec w stronę księżniczki uwięzionej w zamku. Wolę werbować armię przed ostatecznym starciem z Czarnym Rycerzem. Wreszcie, wolę prowadzić karawanę przez świat na granicy zagłady, jak ostatnio w „The Banner Saga 2”.
Gra bez sprecyzowanego lub choćby trochę zarysowanego celu, pozbawiona nawet cienia fabuły, stanowi dla mnie wyzwanie jedynie pod względem mechanicznym. Jej mechaniki opanowuję niczym wkręcanie śrubek albo wciskanie sprzęgła podczas jazdy samochodem. Znudzony, pozbawiony większej przyjemności. Tak samo też skończyła się moja krótka przygoda z cudownie wyglądającym „Kingdom”.