Gry komputerowe, Mobilne

„No Thing”, czyli pochwała prostoty

Zdarza się, że wystarczy prosty pomysł aby stworzyć grę wciągającą i satysfakcjonującą, nawet jeśli piekielnie trudną. Właśnie takie jest polskie „No Thing”.

O najnowszej produkcji studia Evil Indie Games najprościej powiedzieć, że jest minimalistyczna. Ale to nie do końca prawda, bowiem „No Thing” jest jeszcze mniej niż minimalistyczne. Jest bliskie zerowości, umiejętnie balansując na granicy pomiędzy ledwo grywalnym prototypem, a ledwie finalnym produktem. Na dodatek przejście już pierwszego poziomu gry, to nie lada wyzwanie.

No Thing

Czym jest „No Thing”? To najprostszy w swej formie endless runner. W grze biegamy. Czasem skręcamy. W lewo, prawo, znowu w lewo, dwa razy w prawo. Pomiędzy tym skręcaniem dziesiątki razy spadamy w przepaść, żeby ten szaleńczy pościg rozpocząć od nowa. I jeszcze raz. I znowu, bo gra szalenie wciąga swoją prostotą oraz wyjątkowym stylem.

Lakoniczna narracja wyjaśnia, że rozgrywka toczy się w 1994 roku, czyli w przyszłości. Gracz przenosi się do nieokreślonego reżimu totalitarnego, który w swej władzy nad jednostką posuwa się do manipulacji na poziomie sensorycznym. Nad torem biegowym nieustannie wiszą nad graczem złowieszcze portrety (w tym zmiksowany Lech Wałęsa!) lub agresywnie zaciśnięte pięści, a ekran co rusz zmienia swoją barwę, momentami przybierając oślepiające kolory, które wielokrotnie doprowadziły mnie do porażki. Mimo to próbowałem dalej – całkowicie oddałem się systemowi, dodatkowo napędzany motywującym rytmem muzyki.

„No Thing” nie należy ani do produkcji rozbudowanych, ani do skomplikowanych pod względem rozgrywki, ale potrafi zapewnić emocjonujące chwile niezobowiązującej rozrywki, chociażby pomiędzy sesjami w inne gry. Pod tym względem sprawdza się znakomicie.

Gra dostępna jest na Steamie, Google Play oraz App Storze, gdzie kosztuje zaledwie kilka złotych.

Zwykły wpis