Długo zastanawiałem się dlaczego drugi sezon „The Walking Dead” nie stanowi dla mnie równie wielkiej dawki emocji i wrażeń, co ten pierwszy. Jedyna odpowiedź jaka przychodzi mi na myśl, to taka, że… nie jestem małą dziewczynką.
Pomimo przewidywalnego finału, z zapartym tchem i dłońmi mocno zaciśniętymi na padzie odkrywałem kolejne zwroty akcji oraz walczyłem o życie w pięciu pierwszych epizodach „The Walking Dead”. Drugi sezon przekroczył półmetek, tymczasem ja wciąż czekam aż coś w nim wstrząśnie mną i przyprawi o tzw. opad szczęki. I właściwie straciłem już nadzieję, że coś jeszcze będzie w stanie.
Nie oznacza to wcale, że sezon ten uważam za zły. Nadal jest to kawał dobrze napisanej, trzymającej w napięciu historii ze świetnie zarysowanymi i odegranymi postaciami. To też dobrze zaprojektowana przygodówka z przemyślanymi (choć nietrudnymi) zagadkami oraz porządnie zrealizowanymi wstawkami zręcznościowymi. W czym więc problem? We mnie.
Już od pierwszych minut pierwszego odcinka drugiej serii nie byłem w stanie wczuć się w „bycie” Clementine. Nie potrafiłem zostać zdaną na siebie 11-latką stawiającą czoła brutalnemu światu pełnemu bezlitosnych dorosłych i rządnych jej krwi nieumarłych. Clementine była dla mnie doskonałą postacią drugoplanową. Jako Lee musiałem się nią opiekować i wprowadzać w realia nowego świata, ale odkąd stała się główną bohaterką gry nie potrafię z nią nawiązać bliższej więzi emocjonalnej.
Przede wszystkim chyba dlatego, że nie myślimy podobnie. Pierwszy sezon mnie zahartował. Bez zastanowienia rozbijam czaszki zombie. Nie ufam napotkanym na swojej drodze nieznajomym, nawet jeśli się uśmiechają i oferują mi schronienie. Poświęcenie jednego członka drużyny dla dobra reszty też nie stanowi dla mnie problemu. Podobnie odrąbanie ręki komuś, kogo właśnie ugryzł nieumarły. Po prostu wiem, że tak trzeba, takie są reguły tego świata.
Nie potrzebuję tym samym tego rytuału przejścia i „wydoroślania” Clementine wokół którego (przynajmniej dotychczas) toczy się cała druga seria „The Walking Dead”. Przeżyłem to już w pierwszym sezonie, doświadczyłem w całej brutalnej okazałości i nie robi to na mnie wrażenia. I jeśli scenarzyści z Telltale Games nie znajdą innego, nowego sposobu na wstrząśnięcie moimi emocjami, to obawiam się, że ten sezon nie pozostanie niczym innym, jak przyzwoitą grą z dobrze napisaną fabułą.
W porównaniu z pierwszym sezonem – to naprawdę niewiele.