Kiedy rynek prasy o grach w Polsce skurczył się do zaledwie dwóch tytułów, są ludzie którzy na własną rękę finansują i wydają nowy tytuł. Nietypowy format i oprawa graficzna, alternatywne kanały dystrybucji, wreszcie ambicja do pisania o grach inaczej niż w formie zapowiedzi i recenzji. Oto moje wrażenia po lekturze pierwszego Laga.
Wydawane w tysiącu egzemplarzy, rozpowszechniane przez Allegro czasopismo trudno nazwać „polskim EDGE’em”, myślę jednak że magazyn z Zamościa ma szansę stać się miejscem inspirujących dyskusji o grach i ich miejscu w świecie. O ile tylko redakcja podejmie się ich kreowania i moderowania. Sądząc bowiem po pierwszym numerze, ludzie tworzący Laga nie do końca jeszcze wiedzą, co swoim czasopismem chcą osiągnąć, nie są pewni do kogo chcą pismo kierować, jakim językiem i o czym rozmawiać z czytelnikami.
Na pewno kupię drugi numer czasopisma, by przekonać się jak wypadnie w zakładanym, dwumiesięcznym cyklu wydawniczym. Po pierwszym numerze widać bowiem, że powstawał bardzo długo – niektórym tekstom nie tyle brakuje na aktualności, co wydają się pisane na początku zeszłego roku, przez co takie tytuły jak „Borderlands 2”, czy „Assassin’s Creed III” pojawiają się tylko wspomniane jako nadchodzące tytuły, podobnie jak chociażby „będąca w planach” Rockstara mobilna wersja „Grand Theft Auto III”, którą wydano… w lutym 2012 roku.
To jednak nie aktualność jest największym problemem wieku dziecięcego Laga. W magazynie brakowało mi zdecydowania się autorów, czy teksty kierują do doświadczonych graczy, czy jednak do osób nieobeznanych z grami, którym trzeba tłumaczyć, że gry nie są już tylko „zabawkami” pryszczatych nastolatków. Moim zdaniem do drugiej grupy pismo nie trafi, chociażby ze względu na sposób dystrybucji, czy promowania się wyłącznie pocztą pantoflową na forach i w serwisach dla graczy. Do doświadczonych graczy trzeba natomiast mówić konkretnie, bez zbędnego bujania na wysokich poziomach abstrakcji.
W znacznej części teksty w Lagu mają znamiona pozbawionych merytoryki, niemal literackich felietonów, a nie zapowiadanej we wstępniaku publicystyki – to, co przeszłoby na blogu, na papierze razi zmarnowanym miejscem. Najlepszym tego przykładem jest otwierający magazyn tekst „Witaj w Grze” – poczytać sobie można, autor sprawnie operuje słowem, tylko kompletnie nie wiadomo po co powstał ten tekst i co miał na celu zaprezentować. W przypadku „Niewykorzystanego potencjału gier erotycznych” też śmiało można powiedzieć o niewykorzystany potencjale. Autor wymyśla erotyczną wersję „Alana Wake’a”, kompletnie ignorując fakt, że próby stworzenia gier erotycznych podejmowane są właściwie już od lat 80. XX wieku – znów zabrakło merytoryki, nie ma publicystyki i podejmowania poważnej dyskusji.
Dlatego na przyszłość radzę autorom Laga pójście w stronę tekstów takich jak interesująca i mająca psychologiczne znamiona analiza postaci Ezia z „Assassin’s Creed II” w „Człowieku renesansu”, opisująca ciekawą inicjatywę „Autoterapia growa”, wywiad z Ashly Burch, czy nawet „Telefon jako konsola”, który chociaż za krótki i pod koniec mało aktualny (znów nieuwzględniający osiągnięć 2012 roku), to przystępnie prezentujący historię grania na telefonach komórkowych. Na miejscu wydawcy Laga zachęciłbym też Łukasza Orbitowskiego („Gry, czyli życie po życiu”), żeby w przyszłości nie bał się dogłębniejszej analizy powiązań między światem filmu a gier.
Czepiam się niektórych tekstów w pierwszym Lagu, ale jednocześnie przyznaję, że czytało mi się go bardzo dobrze. Od strony redakcyjnej i korekty to naprawdę solidnie przygotowane czasopismo pozbawione błędów, wpadek i koślawców językowych obecnych często w znacznie większych wydawnictwach. Absolutnym mistrzostwem jest natomiast szata graficzna magazynu – oszczędna, ale przemyślana, odważna i niepozbawiona eksperymentów. Graficznie to faktycznie poziom światowy, którego poza pojedynczymi przykładami ciekawie złożonych artykułów, dotąd nie udało się osiągnąć żadnemu czasopismu o grach w Polsce, włącznie z tymi, które miałem przyjemność współtworzyć.
Jestem bardzo ciekaw czym zaskoczą mnie graficy Laga w drugim numerze pisma, przede wszystkim liczę jednak na jeszcze ciekawszą, bardziej merytoryczną lekturę. Wydawcy i redaktorowi naczelnemu życzę natomiast, by jego eksperyment opłacił się nie tylko w postaci satysfakcji z tworzenia czegoś wyjątkowego, ale także na siebie zarabiał.