Wracając na chwilę do wpisu na temat regulacji „antypirackich”. Ucieszyło mnie, że zdanie podobne do mojego znalazłem na łamach internetowego wydania tygodnika Polityka w słowach cenionego przeze mnie Edwina Bendyka.
Przywołuje on bardzo ważny raport „Obiegi kultury”, którego publikacja – zupełnie przypadkowo – zbiegła się z polską dyskusją o ACTA i innych tego typu regulacjach. Jak wykazały badania, internetowi piraci są jednocześnie najaktywniejszymi uczestnikami legalnego nurtu kultury. W uproszczeniu: ściągający najwięcej muzyki z sieci są jednocześnie osobami najczęściej kupującymi oryginalne płyty. Przynajmniej w teorii.
Jak wskazuje Bendyk na podstawie raportu i dyskusji w warszawskiej Zachęcie, w której brał udział: „Na drugim biegunie znajduje się ponad połowa polskiego społeczeństwa, która nie piraci, jednak też i nie płaci. Nie płaci, bo nie korzysta z niczego, poza telewizją. […] Okazało się, że większość internautów to nie „natural born pirates”. Chętnie by płacili, gdyby dostali od producentów to, czego szukają w sposób łatwy i za godziwą cenę”.
Badanie pokazuje więc, że twórcy – a także wielkie koncerny – walczą nie z tymi odbiorcami z którymi powinni. W przypadku tych drugich w grę wchodzi jednak także poważna niechęć przed zmianą powstałych w czasach „przedinternetowych” struktur nastawionych na konkretne źródła przychodów. Próby zmiany tego stanu rzeczy podjął się znany pisarz Paulo Coehlo, którego książki udostępnione zostały za darmo w serwisie The Pirate Bay. Coehlo od lat jest orędownikiem dzielenia się, w tym także ściągania treści kultury z sieci. Twierdzi on nawet, że odkąd jego książki pojawiły się na torrentach (część z nich podobno nawet sam tam umieszczał!) zwiększyła się ich dostępność, przez to przeczytało je więcej osób, co w efekcie przekłada się na stale rosnące nakłady jego nowych powieści. Raport „Obiegi kultury” zdaje się tylko potwierdzać te tezy.