Czytałem i słyszałem wiele dobrego o „Deponii”, sam zresztą niedawno wyrażałem swój zachwyt dorobkiem oraz inną produkcją niemieckiego Daedalic Entertainment, fantastycznym „The Dark Eye: Chains of Satinav” (u nas wydanym jako „Klątwa wron” – gratuluję inwencji…). Nic więc dziwnego, że do gry podchodziłem ze sporymi nadziejami.
Po kilku godzinach nie wiem jednak czy kiedykolwiek „Deponię” skończę, co z przygodówkami dotąd nigdy mi się nie zdarzało – napisy końcowe oglądałem nawet w tych najgorszych, poczuwając się do tego obowiązku jako recenzent. Teraz mi się po prostu nie chce, tym bardziej, że na cyfrowych półkach sklepowych już dostępny jest wydany trzy miesiące po premierze oryginału sequel, a trzecia część pojawi się wkrótce. Na konkretne zakończenie jedynki nie mam więc co liczyć, a kolejnych odsłon i tak nie będę sprawdzał zrażony jedynką, do której zastrzeżenia miałem już od pierwszych minut.