Gry komputerowe

Fantastyczne „The Dark Eye: Chains of Satinav”

Można powiedzieć, że staję się fanem Daedalic Entertainment – przygodówki ekipy z Hamburga wyraźnie odróżniają się od reszty gatunku nie tylko stylem graficznym, ale również jakością opowiadanych historii. Tym razem w klimacie fantasy.

The Dark Eye (a właściwie Das Schwarze Auge) należy do najpopularniejszych systemów papierowego role-playing w Europie – a przynajmniej tak o nim piszą w sieci, bo w Polsce nigdy nie mieliśmy okazji go poznać. Dość udane erpegi „Drakensang” pozwalały nieco lepiej poznać świat Aventurii, chociaż sam przyznam, że niczym specjalnym mnie on nie zaskoczył. Kiedy jednak dowiedziałem się, że będzie on scenerią gry przygodowej… byłem co najmniej zaintrygowany.

W „Chains of Satinav” wcielamy się w Gerona, młodego „łapacza ptaków” – to pochodzący z nizin społecznych słabeusz, którego poznajemy gdy dwóch osiłków wciska mu twarz do świńskiego koryta. Tym co odróżnia chłopaka od innych mieszkańców królestwa są marzenia o sławie i zaszczytach. Pewnego dnia młodzian dostaje okazję, by je zrealizować – wygrywając konkurs urządzony przez króla staje przed jego obliczem i otrzymuje zadanie oczyszczenia zamkowych komnat z dewastujących je kruków. To jednak tylko początek większej przygody, Geron wplątuje się bowiem w spore kłopoty związane z piękną wróżką imieniem Nuri oraz złym magiem powracającym zza grobu i mści się na ludziach, którzy kilkanaście lat wcześniej go pokonali. Scenariusz wciąga świetnie napisanymi dialogami, podczas gry szybko nawiązujemy też więź z budzącym sympatię bohaterem, poznawana historia zaś nie raz potrafi zaskoczyć, zachwycić a nawet wzruszyć, zwłaszcza charakterystycznym dla tej ekipy słodko-gorzkim finałem.

To kolejna po „The Whispered World” i „A New Beginning” produkcja Daedalic Entertainment, którą poznaje się z prawdziwą przyjemnością. Można też powiedzieć, że ponownie prym wiedzie w niej fabuła, a nie zagadki zmuszające gracza do obchodzenia po kilkanaście razy tych samych lokacji, polowania na piksele, czy próbowania absurdalnych kombinacji przedmiotów – rozwiązania kolejnych wyzwań są tu logiczne i najczęściej wykonujemy je w obrębie dwóch-trzech ekranów (tzn. w nich znajdujemy najważniejsze przedmioty, używamy te już posiadane lub prowadzimy dialogi z innymi postaciami). Nie jest więc za trudno, ale za łatwo też nie – tak w sam raz.

Z kolei tym co zachwyca równie mocno co opowieść, jest oprawa „The Dark Eye: Chains of Satinav”. Zarówno ręcznie malowane tła lokacji (często widać w nich pociągnięcia wirtualnych pędzli), jak i wszystkie animowane elementy i postaci są dwuwymiarowe, a grając mamy wrażenie uczestniczenia w jednej z klasycznych animacji Disneya. Świat który odwiedzamy przypomina nieco baśniową krainę z „The Whispered World” – pomimo bogatej, często aż cukierkowej kolorystyki, jest jednak dużo dojrzalszy i mroczniejszy, podobnie zresztą jak sam nastrój rozgrywki. Jeśli ktoś w dzieciństwie lubił średniowieczne legendy o Dratewce stającym naprzeciw strasznego smoka, to „Chains of Satinav” jest stworzone dla niego.

PS. A kolejnym tytułem od Daedalic Entertainment na który czekam jest steampunkowa „Deponia”.

Zwykły wpis