Ostatnie trzy miesiące były dla mnie naprawdę szalone – przeprowadzka, nowe miasto i nowa praca, wreszcie ogromne wyzwanie, jakim było uruchomienie polskiej wersji platformy GOG.com.
Na szczęście, w tak zwanym międzyczasie, nadal udawało mi się znaleźć trochę czasu na granie. Nie łudzę się jednak, że znajdę czas na szczegółowe opisanie każdego z ogranych ostatnio tytułów. Dlatego właśnie postanowiłem poświęcić chociaż kilka zdań każdej grze, która zapewniła mi ostatnio dawkę niesamowitych wrażeń.
Każdą z poniższych gier można przejść w maksymalnie kilka godzin, co sprawia, że są idealnymi pozycjami dla osób cierpiących na brak czasu. Wszystkie cztery tytuły gorąco polecam!
„Hellblade: Senua’s Sacrifice”
Czegokolwiek by nie napisać o tej grze – a wielu mądrzejszych ode mnie już to zrobiło – na pewno nie odda to wyjątkowości tej produkcji. To jedna z tych produkcji, które trzeba przeżyć samemu, by w pełni docenić jej piękno. Mieszanka mitologii z chorobą psychiczną i rewelacyjna gra wirtualnych aktorów sprawiają, że fabuła „Hellblade’a” wbija się w pamięć niczym wiertło podczas lobotomii i wprowadza w na wpół mistyczny, szaleńczy trans.
Spodobały mi się pomysłowe zagadki środowiskowe, do pewnego stopnia również walka – sterowanie na klawiaturze było koszmarne, ale każdą trudność związaną ze starciami odbierałem niczym zamierzony środek wyrazu, podkreślający wewnętrzną walkę głównej bohaterki. Do tego ta grafika! „Hellblade: Senua’s Sacrifice” to jedna z najlepszych, najbardziej dopracowanych i zaskakujących gier, z jakimi miałem ostatnio do czynienia.
„Oxenfree”
Ta jedna gra od razu uzasadniła moją decyzję o wykupieniu rocznego abonamentu Origin Access. W „Oxenfree” grupa nastolatków organizuje imprezę na opuszczonej wyspie, na której dzieją się naprawdę dziwne, nadnaturalne rzeczy… Czy to duchy? Przenikanie się wymiarów? Pętla czasu? Najbardziej spodobała mi się niejednoznaczność całej opowieści i jej finał, do którego prowadzi kilka godzin interesującej eksploracji, okraszonej klimatem rodem ze „Stranger Things” i znakomitą oprawą dźwiękową.
„The Darkside Detective”
Pikselowa przygodówka o detektywie rozwiązującym zagadki o zabarwieniu paranormalnym. Kolejne sprawy w „The Darkside Detective” – każda zajmująca około godziny, a więc idealna na krótki relaks po długim dniu w pracy – to mistrzowsko napisane pastisze znanych motywów paranormalnych od Edgara Alana Poe po „Piątek 13-go” i „Pogromców duchów”, przeplatane znakomitymi, zabawnymi dialogami. Zagadki są aż nazbyt proste, ale przynajmniej nie powstrzymują gracza przed poznawaniem kolejnych zwrotów akcji.
„Blackwood Crossing”
Coś, co początkowo przypomina niewinną, dziecięcą zabawę podczas długiej podróży pociągiem, okazuje się przejmującą historią o przemijaniu i akceptacji swojej samotności. „Blackwood Crossing” przesycony jest dziecięcą wyobraźnią, która tłumaczy i kształtuje rzeczywistość wbrew utartym schematom, czy prawom fizyki. Domek na drzewie w wagonie restauracyjnym? Proszę bardzo. Ożywianie papierowych motyli? To dopiero początek! Sterowanie w grze jest koszmarne, interakcje z otoczeniem niewygodne, ale mimo to warto odbyć tą niezwykłą podróż.