Złapane w promocji „Kajko i Kokosz: Twierdza Czarnoksiężnika” zapewniło mi wycieczkę do krainy dzieciństwa, kiedy gry były piękne i trudne, a trawa wiecznie zielona.
Przygodówka „Kajko i Kokosz” z 1994 roku była jedną z pierwszych gier jakie posiadałem na Amigę 1200 – a przynajmniej jedną z tych, które pamiętam do dzisiaj. Jej klimat z powodzeniem udało się odtworzyć autorom „Twierdzy Czarnoksiężnika”, która w 2011 roku najpierw trafiła na rynek w formie trzech epizodów, by dziś funkcjonować jako produkt cyfrowy w ofercie Muve.pl.
Jak na drobne środki jakimi dysponowali twórcy „Twierdzy Czarnoksiężnika”, udało im się osiągnąć sporo. Ręcznie rysowana grafika jest piękna i oddaje klimat oryginalnych komiksów, chociaż do produkcji nie przykładał pędzla ich twórca, Janusz Christa. Voice overy – chociaż nagrane przez amatorów – także wypadają nieźle. Najlepiej prezentuje się jednak przezabawna historia o przygodach dwójki śmiałków z Mirmiłowa.
„Twierdza Czarnoksiężnika” wypchana jest gagami i żartami wprost nawiązującymi do naszej pokręconej polskiej rzeczywistości – są czarne charaktery z niemieckimi korzeniami, zasiłki socjalne i ubezpieczenia zdrowotne, czy leniwi drogowcy wygrzewający się na słońcu. Nie brakuje przy tym przekomarzania się Kajka i Kokosza, ciotki Jagi i Łamignata, czy coraz to nowych zmartwień Mirmiła – fani komiksu poczują się jak w domu.
Starego „Kajka i Kokosza” wspominam także ze względu na zagadki i ich wysoki poziom trudności (zwłaszcza dla ówczesnego 7-latka…). Jeśli ktoś uważa, że łamigłówki w „Monkey Island” były dziwaczne i trudne, to raczej nigdy nie próbował zdobyć kwiatu paproci, czy znokautować Ofermy blokującego przejście w gęstym borze.
Co ciekawe, fragmenty tamtych zagadek, jak chociażby przygotowanie obiadu w chacie Kajka i Kokosza, czy majstrowanie trąby z rogu woła, zostały niemal wprost przeniesione do „Kajka i Kokosza” z 2011 roku. Te momenty inspiracji pierwowzorem wraz z pełną humoru opowieścią sprawiły, że nie zwracałem uwagi na niedostatki techniczne oraz niski poziom trudności nowszej gry, ale po prostu dobrze się bawiłem i z uśmiechem na ustach wspominałem amigowy klasyk.