Na początku nie bardzo kupowałem całą ideę młodej, delikatnej i niedoświadczonej Lary podczas jej pierwszej wyprawy, jednak po kilkunastu godzinach z „Tomb Raiderem” mogę śmiało powiedzieć, że to nie tylko najlepsza odsłona serii, ale jedna z najlepszych gier akcji ostatnich miesięcy. Nathan Drake może się schować!
Crystal Dynamics długo pracowało nad tym rebootem, szukało odpowiedniego podejścia zarówno do kultowej bohaterki, jak i bardzo już skostniałej formuły. W procesie produkcji słusznie wzięto na warsztat serię „Uncharted” i wykorzystano jako referencję – przykład współczesnej produkcji łączącej elementy zręcznościowe, przygodowe i akcję. Skąd to wiem? To po prostu widać. W tym jak prezentowana jest akcja w cutscenach, jak płynnie przechodzą one w akcję (i odwrotnie), w konstrukcji lokacji, przeszkodach i wyzwaniach stojących na drodze bohaterki, wreszcie sterowaniu, czy systemie walki. I byłby „Tomb Raider” zwykłym klonem jednej z moich ulubionych serii na Playstation 3, gdyby nowe przygody Lary nie były po prostu lepsze w każdym z wymienionych elementów. Ale nie tylko w nich…
W trzech punktach postarałem się spisać to, co w największym skrócie, sprawia że nowy „Tomb Raider” bije na głowę serię „Uncharted” będąc jednocześnie tytułem, który powinien poznać każdy szanujący się gracz.
1. Lara Croft
Dla świata gier to prawdziwa legenda, którą w „Tomb Raiderze” poznajemy z zupełnie innej strony. Młodą, wrażliwą, nielubiącą grobowców, świeżo po studiach, podczas swojej pierwszej wyprawy badawczej. Wraz z biegiem akcji jesteśmy świadkami jej przemiany, kształtowania się tej silnej, walecznej heroiny, którą dotąd znaliśmy i kochaliśmy. W procesie tym nie tylko jesteśmy świadkami jej emocji – wyrzutów sumienia, odrazy przemocą, do której musi się uciec, by przeżyć, strachu, wreszcie determinacji – ale sami ich doświadczamy.
Lara bowiem, jak nigdy wcześniej, jest „ludzka”. Upadków z wysokości nie kończy jękami rodem z filmów porno, błoto i krew przylepiają się, zasychają i brudzą jej ubrania oraz ciało, a każde zadrapanie pozostawia po sobie ślad. I chociaż w epoce automatycznej regeneracji zdrowia pozostaje w tym wszystkim pewna umowność, to Nathanowi Drake’owi nigdy nie udało się jawić w moich oczach równie wiarygodnie, prawdziwie, a nie sztucznie, egzaltowanie, przerysowanie.
2. Krew i horror
Chociaż w „Uncharted” nie brakuje przemocy, krwi, trupów i wybuchów, to gra zawsze pozostawała kolorową zabawą w poszukiwanie skarbów. W „Tomb Raiderze” tymczasem już od pierwszych chwil odczuwamy napięcie, wreszcie strach, kiedy odkrywamy dziwaczne ołtarze, malowidła z krwi, wreszcie przechodzimy wśród stosów gnijących zwłok. Przede wszystkim jednak gra jest w niespotykany sposób realistyczna i brutalna. Nieważne czy to skała przygniatająca Larę, pręt przebijający jej szyję, czy pocisk wystrzelony w twarz mężczyzny, który właśnie próbował zgwałcić dziewczynę. Wszystko to zostaje pokazane z bardzo bliska, z perspektyw które nie szczędzą widoku roztrzaskanej czaszki, czy rozerwanego ciała. Kilka razy naprawdę się wzdrygnąłem widząc niektóre sceny nie mając żadnych wątpliwości – to gra wyłącznie dla osób dorosłych.
3. Yamatai
Drake zabierał nas do zaginionych miast, czy starożytnych grobowców. W „Tomb Raiderze” to tylko wierzchołek wietrznej, zaśnieżonej góry lodowej na odciętej od świata wyspie gdzieś u wybrzeży Japonii. Yamatai to coś w stylu Trójkąta Bermudzkiego w skali mikro – kiedyś mieszkała tam dawno wymarła cywilizacja, teraz zasiedlają ją rozbitkowie z różnych stron świata, uwięzieni przez szalejące wokół wyspy sztormy.
Na Yamatai jest wszystko: rozległe lasy, strome urwiska i zaśnieżone szczyty, rozległe systemy tuneli i jaskiń, starożytne miasta i grobowce, bunkry i laboratoria z czasów II wojny światowej, monstrualnej wielkości kolejki górskie, rozbite u brzegów portugalskie galeony, okręty wojenne z XX wieku, współczesne tankowce, kutry rybackie, wreszcie samoloty i helikoptery, których wraki najbardziej lubią zwisać z drzew i na krawędziach urwisk. Elementy te składają się na zapierający dech w piersiach kolaż urzekających widoków, których podczas rozgrywki nigdy nie brakuje – kiedy stoimy na szczycie wieży radiowej, spoglądamy na rozległą plażę, wchodzimy do wysokiej jaskini, czy uciekamy, np. z trawionego płomieniami klasztoru. Grałem na Playstation 3 i nie mam wątpliwości, że to jedna z najpiękniejszych gier na tą platformę!
Yamatai to jednak nie tylko widoki, ale skrupulatnie zaplanowany miks labiryntów oraz półotwartych na eksplorację obszarów, w których na dotarcie z punktu A do B mamy więcej niż jeden sposób. Lokacje są tak ciekawie zaprojektowane, że po prostu chce się je poznać, polizać każdy ich kąt i ścianę, przy okazji szukając pokaźnej ilości, interesujących skarbów (relikty, dokumenty, skarby, itp.) oraz zaliczając wyzwania ilościowe polegające np. na odszukaniu ptasich gniazd i wykradnięciu z nich jaj. Kiedy przyrównywałem do tego ciasne, bardzo filmowe, ograniczające ruchy gracza „scenografie” z „Uncharted” nie miałem już wątpliwości, że nowa przygoda Lary Croft przywraca heroinę na tron przygodowych gier akcji zostawiając Drake’a daleko w tyle.
Na koniec
Żeby nie było, że ślepo się zachwycam. „Tomb Raider” – jak każdy nawet najpiękniejszy growy diament – nie jest pozbawiony swoich skaz. Multiplayer sprawia wrażenie pozbawionego duszy, jest odtwórczy, mało atrakcyjny i sądząc po pustkach na serwerach – nie jestem jedynym, który tak uważa. W samej grze trafiłem też na trochę za wolno doczytywanych tekstur, a kilka razy modele przeciwników znikały mi z oczu i musiałem strzelać do lewitującej broni. Denerwował mnie także jeden bug w lokalizacji. Ustawiłem angielskie audio, mimo to po każdym restarcie gra domyślnie wracała do polskich dźwięków.
To jednak tylko drobnostki w obliczu gry tak emocjonującej i bez reszty wciągającej. Dlatego właśnie „Tomb Raidera” gorąco polecam każdemu miłośnikowi gier bez wyjątku.