Wydane w 2011 roku „Rayman Origins” to dla mnie jedna z najlepszych platformówek ostatnich lat. Wykorzystując dobrze znane rozwiązania, gra nie tylko stanowiła wyzwanie dla zręczności naszych kciuków, ale urzekała też fantastycznym dwuwymiarowym światem pełnym bohaterów, których po prostu nie dało się nie lubić. Dokładnie tak samo jest z „Raymanem” na iOS-a.
„Jungle Run” wykorzystuje jeden z najprostszych rodzajów rozgrywki na urządzeniach dotykowych, który określić można jako „gra biegana”. Nasza postać zasuwa przed siebie, a my dotknięciami ekranu wywołujemy jej reakcję – zbieramy skarby lub unikamy niebezpieczeństw. Podobny motyw wykorzystywały dziesiątki innych produkcji, w tym takie hity jak „Jetpack Joyride” i „Temple Run”. Żadna z nich nie była jednak takim mobilnym dziełem sztuki, jak nowy „Rayman”. Ręcznie rysowane tła poziomów, animacje postaci, wreszcie dopełniająca całości muzyka – wszystko to w jakości nie gorszej od tego co widzieliśmy w „Origins”.
Do przebiegnięcia w „Rayman Jungle Run” mamy cztery kampanie złożone z dziewięciu poziomów i jednego dodatkowego. W trakcie zabawy musimy zebrać jak największą liczbę latających świetlików (Lumsów) i złotych dysków. Dążenie do tego celu wyzwala tak wiele pozytywnej energii, a każdy kilkunastosekundowy przebieg daje tyle radości, że po prostu chce się powtarzać levele do czasu, aż nie zbierzemy w nich wszystkich znajdziek. Taki wynik nagradzany jest zresztą tapetami na ekran iUrządzenia oraz rubinem – pięć takich odblokowuje wspomniany poziom bonusowy).
Na frajdę jaką daje gra nie wpływa jednak tylko jej oprawa czy nagrody za „wymaksowane” poziomy, ale także różnorodność rozgrywki. W każdej kampanii dotknięcie ekranu wywołuje inną reakcję bohatera – w pierwszej to podskok, dalej zaś charakterystyczny lot na śmigło-uszach, wspinaczka po ścianach, wreszcie cios pięścią. Dla każdego kto miał styczność z serią na innych platformach, to pozycja absolutnie obowiązkowa, pozostałych „Jungle Run” na pewno zachęci do poznania gier z sympatycznym Raymanem.