Gry komputerowe

„Home” przyprawia o dreszczyk

Posłuchałem się instrukcji na początku – zgasiłem światło w pokoju i założyłem słuchawki, by potem nie raz podskoczyć na krześle czując jak serce podskakuje mi do gardła. „Home” potrafi nastraszyć korzystając z najprostszych (a przez to może najskuteczniejszych) środków, ale to czym produkcja Benjamina Riversa naprawdę mnie zachwyciła to opowiadana historia.

Określenie „zachwycić się” wypada dość koślawo, kiedy weźmiemy pod uwagę problemy z jakimi zmagamy się w roli bohatera gry. Budzimy się pozbawieni pamięci ostatnich godzin (a może i dni? tygodni? miesięcy?), po czym w pomieszczeniu obok znajdujemy zwłoki nieznanego mężczyzny. Kto go zabił? Czy nam też coś grozi? A jeśli coś grozi naszej żonie? Musimy jak najszybciej wrócić do domu i zadbać o jej bezpieczeństwo! Nic jednak nie okazuje się takie, jakie wydaje się na początku – a to już głównie za sprawą nas, graczy.

W „Home” sami kreujemy bowiem historię i jej finał. Gdyby nie odnajdowanie przedmiotów i szukanie sposobów na otwarcie przejść do kolejnych lokacji rozwiązując proste zagadki, można by powiedzieć, że to właściwie nie jest gra. To bardziej interaktywne opowiadanie, którego kolejne akapity piszemy podejmując proste decyzje – podnosimy zakrwawiony nóż lub nie, przeszukujemy wszystkie pomieszczenia lub przemy naprzód, wreszcie wybieramy w jaki sposób nasz bohater ma interpretować otaczającą go rzeczywistość. Zamiast jednak odpowiadać na pytania z wciąż rosnącej listy, „Home” wciąż zaszczepia w graczu kolejne wątpliwości, w końcu podważając nie tylko sens naszych decyzji, ale przede wszystkim zdrowy rozsądek – stan psychiki bohatera stanowi projekcję naszych pragnień i oczekiwań, to my jesteśmy winni losu, który go spotyka.

Ten niesamowity wgląd w głębię ludzkiej duszy nie byłby możliwy, gdyby nie nietypowa, rozpikselowana oprawa „Home” – przez swoją prostotę tak wiele pozostawiająca wyobraźni gracza, a przy tym dopracowana i ładna. Ogromny wpływ na klimat całości ma też udźwiękowienie – oszczędne, ambientowe, ale momentami uderzające w uszy hukiem lub odległym wrzaskiem przyprawiającym o ciarki na całym ciele.

Atmosferę uczestnictwa w wydarzeniach niepowtarzalnych dodatkowo buduje brak możliwości zapisu gry czy jakichkolwiek autozapisów po drodze – „Home” to tym samym gra, której trzeba doświadczyć w całości, nie dawkując sobie potężnego ładunku emocjonalnego jaki niesie ze sobą te półtorej godziny rozgrywki. A po napisach końcowych pozostają tylko wątpliwości – czy gdybym zrobił to inaczej, to…

„Home” można kupić na Steamie za niecałe 10 zł. Naprawdę warto.

Zwykły wpis