Dawno nie widziałem tak pięknej gry! „Silence” urzeka nie tylko jakością grafiki, ale również samym pomysłem na magiczny świat po drugiej stronie lustra. Szkoda tylko, że zawodzi jako gra.
Od początku czułem, że to nie może się udać. Mimo że bardzo chciałem i przez większość swojego czasu z „Silence” starałem się patrzyć na grę przez różowe okulary. Starałem się nie dostrzegać jej wielu ewidentnych mankamentów, aż w końcu i tak dopadło mnie poczucie rozczarowania. Co jest zatem problemem tej gry? To sequel cudownego „The Whispered World”.
Twórcy od pierwszych minut wciskają nam do gardła ten fakt i nie przestają aż do końca. Dla każdego, kto miał do czynienia z oryginałem sprzed ośmiu lat, oznacza to nieustanne porównywanie obu produkcji, które nie wypada na korzyść „Silence”. I nie mam tutaj na myśli problemów technicznych, karygodnie długich loadingów pomiędzy lokacjami, czy stosunkowo niskiego poziomu trudności zagadek. Wszystko to byłoby do wybaczenia, gdyby historia stała na odpowiednim poziomie. Ale tak nie jest.
„Silence” nieustannie nawiązuje do finałowego wyciskacza łez z „The Whispered World” (serio, myśl o tamtych scenach do dziś wzbudza we mnie wzruszenie). Gra za wszelką cenę stara się przebić tamto napięcie, poczucie bliskości z bohaterem, troskę o niego, wreszcie współczucie i żal. Efekt jest taki, że sequel wydaje się sztuczny, emocje nie są autentyczne, a bohaterowie pozbawieni jakiejkolwiek głębi, poza swoim z góry przeklętym losem oczywistym dla osób znających oryginał. Ostateczne wrażenie dodatkowo psuje finał – kalka scen z pierwszej części, pozbawiony oryginalności i rozczarowujący.
Świat „Silence” prezentuje się fantastycznie – lokacje 2D są pięknie namalowane, elementy 3D oraz postacie znakomicie wpisują się w środowisko. To jednak tylko piękna dekoracja dla drewnianego teatrzyku nieudolnie i niepotrzebnie próbującego odtworzyć magię, której każdy może doświadczyć we wciąż znakomitym „The Whispered World”. Zamiast sequelu polecam sięgnięcie po klasyka.