Ciekawy tytuł wyłowiony z morza niszowych gier niezależnych, o których nikt nigdy nie słyszał.
Lubię takie niespodzianki jak „The Grandfather”, którego przypadkiem ustrzeliłem w groszowym bundlu kupionym dla zupełnie innej gry. Bo nawet jeśli sama gra jest brzydka, a jej mechaniki wołają o pomstę do nieba, to wrażenie jakie robi ona na odbiorcy jest naprawdę niezwykłe.
Od pierwszych chwil z grą towarzyszyło mi uczucie obrzydzenia połączonego z niepewnością stopniowo przechodzącą w strach. Nie da się bowiem zareagować inaczej na intro ze starcem płaczącym na sedesie, które przechodzi w rozgrywkę polegającą na odnajdowaniu odciętych kończyn tytułowego dziadka. A podczas poszukiwań poruszamy się jego latającą głową, z ogromnym trudem wchodząc w jakiekolwiek interakcje…
To fascynujące jak niewygodny i – wydawać by się mogło – niedopracowany gameplay spełnia w „The Grandfather” rolę przeszkody dla gracza, która podkreśla cierpienie i zmagania głównego bohatera. To pewnie nadinterpretacja mizernej rozgrywki i prostackich łamigłówek, ale te w połączeniu z przyprawiającą o dreszczyk narracją oraz budzącym grozę, psychodelicznym udźwiękowieniem sprawiają, że od gry naprawdę trudno się oderwać.
Na zupełnie ludzkim poziomie, „The Grandfather” daje też sporo do myślenia na temat samotności, cieni podeszłego wieku i wieloletniego trwania w toksycznych związkach. W odpowiedzi na mojego tweeta twórcy napisali, że postać dziadka oparta jest na prawdziwej historii – może nie o latającej głowie, ale na pewno o niezwykle nieszczęśliwym, ciężko doświadczonym przez życie człowieku.
„The Grandfather” warto przeżyć na własnej skórze, nawet jeśli nie jest to doświadczenie przyjemne.