Wśród zalet cyfrowej dystrybucji zawsze wymieniana jest dostępność – nieważne jak popularny jest dany tytuł, jego cyfrowe zapasy zawsze znajdują się na serwerze sprzedawcy. W ten weekend przekonałem się, że niekoniecznie…
Postanowiłem skorzystać z wyprzedaży „Wiedźmina: Edycji Rozszerzonej” na Steamie i uzupełnić swoją kolekcję – pudełkową kopią gdzieś posiałem, a wstyd przyznać, że nigdy nie udało mi się go skończyć. Po kupieniu i zainstalowaniu gry nie mogłem jej jednak uruchomić. Na forum Steama znalazłem idącą w setki grupę osób z identycznym problemem. Jak się okazało, sklepowi skończyły się klucze produktu, co wcale nie spowodowało wstrzymania jego sprzedaży, mimo że kolejne osoby dołączały do grona posiadaczy niemożliwych do uruchomienia kopii gry.
CD Projektowi Red należą się słowa uznania za szybką reakcję. Pomimo końcówki Gamescomu na głowie, różnic w strefach czasowych i weekendu (problem pojawił się w piątek w nocy naszego czasu), twórcy gry zadbali o szybkie wygenerowanie nowych kluczy i dostarczenie ich do sklepu niczym piekarze uzupełniający zapas wyprzedanych bułek w osiedlowym sklepiku. Era cyfrowa mimo wszystko nie różni się tak wiele od tej analogowej, o czym miałem okazję po raz pierwszy przekonać się na własnej skórze.
A teraz mogę już zabrać się za kończenie „Wiedźmina”.