„Bulletstorm” to jedna z najgorętszych premier pierwszej połowy tego roku, która, jak się zdaje, powinna powalczyć o tytuł gry roku obok takich tytułów jak „Crysis 2”, „Killzone 3”, „Homefront” i nowe „Call of Duty”. Czy na pewno? Sprawdzam w recenzji dla cdaction.pl.
Kto nie słyszał o stworzonym przez Adriana Chmielarza i People Can Fly „Bulletstormie”, albo ostatnie kilka miesięcy spędził w jaskini, albo jest po prostu trąbą. Jerychońską. W obu przypadkach patrzymy na was wymownie, kiwamy palcem i odsyłamy do tekstu z pierwszymi wrażeniami z gry. Wszystkich oczekujących na ostateczny werdykt czy „Bulletstorm” to kolejny polski przebój światowej klasy, z którego możemy być dumni zapraszam do czytania dalej.
I nie będę was długo trzymał w niepewności – tak, dostaliśmy! Pomimo kilku wad na pewno jest to pierwszoosobowych shooter, którego nie może zabraknąć na konsoli lub komputerze każdego szanującego się gracza. Są ku temu trzy główne powody.
Powód pierwszy – fabuła
Opowieść o zapijaczonym, szukającym zemsty byłym komandosie Graysonie Huncie do ambitnych nie należy, ale jest dla tej gry idealna. Nie ma tutaj ratowania ludzkości jak w „Gears of War” (to shooter TPP, ale każdy kto grał w „Gearsy” i zagra w „Bulletstorma” od razu dostrzeże podobieństwa – w końcu oba tytuły firmuje legendarne Epic Games). Hunt chce wyłącznie zabić generała Serrano, który srogo zalazł mu za skórę. Chce też wydostać się ze Stygii, planety na której statek kosmiczny jego oraz generała rozbiły się po niespodziewanym spotkaniu i bitwie w kosmosie.
Wokół tych motywów kręci się cała fabuła wzbogacona nielicznymi, ale ciekawymi wątkami pobocznymi: historią towarzyszącego nam cyborga, pięknej ale i walecznej Trishki oraz samej planety, która przed laty była wspaniałym kurortem, teraz zaś wznoszące się ku niebu luksusowe hotele niszczeją a w ich wnętrzach toczy się wojna plemion mutantów.
Prawdziwą „ozdobą” gry jest jednak Serrano – to jeden z największych skurczybyków jakiego gry widziały. Za jego sprawą już w pierwszych minutach gry w „Bulletstormie” otwiera się (i nie kończy aż po napisy końcowe) kolorowy festiwal bluzgów i wulgaryzmów, z których nie sposób jakiekolwiek przytoczyć. Niektóre wiązanki to prawdziwa wyższa szkoła jazdy – naprawdę nie spodziewalibyście się w jakich kombinacjach można używać niektórych słów… Nie sam język sprawia, że Serrano jest najwyrazistszą postacią w grze (klną w niej wszyscy bez wyjątków) ale jego przebiegłość i brak skrupułów w wykorzystywaniu ludzi.
W porównaniu z Serrano, Hunt wypada nieco blado. Podczas gry rzuca co chwila kąśliwe komentarze pod adresem szlachtowanych wrogów, ale kiedy w cut-scenkach przychodzi mu wypowiadać zdania bardziej złożone… no, inteligencją to on nie grzeszy. Paradoksalnie bardzo to do gry pasuje, w końcu „Bulletstorm” nie jest wyrafinowaną strawą dla ducha, ale widowiskową strzelanką.
Całość recenzji do przeczytania na stronie cdaction.pl