Rzadko się zdarza, że możemy się cieszyć z faktu nieustannego handlowania naszymi danymi osobowymi. Tym razem mam ku temu powody – jakimś dziwnym trafem mój adres mailowy trafił bowiem do niewielkiego chorwackiego studia, które przesłało mi swoją najnowszą grę.
Z dorobku Cateia Games najbardziej kojarzę wydaną w Polsce nakładem IQ Publishing „The Legend of Crystal Valley”, która od dłuższego już czasu leży u mnie nieotwarta na półce i czeka na lepsze czasy. Tymczasem w przesłaną mi najnowszą przygodówkę studia zagrałem od razu – „Kaptain Brawe – A Brawe New World” zaintrygowała mnie niecodziennym umiejscowieniem akcji, obiecującym zarysem fabuły oraz przyjemną już na pierwszy rzut oka oprawą graficzną. I przyznam, że się nie zawiodłem.
Tytułowy Kapitan, główny bohater gry, należy do szeregów policji galaktycznej i wraz z szeregowcem Kralkiem patroluje wyznaczony mu rewir kosmosu. Ich statek to konstrukcja bardzo niecodzienna, bo w większości drewniana. Akcja toczy się bowiem w alternatywnej wersji rzeczywistości – jest rok 1834 a ludzkość od dziesięcioleci z powodzeniem kolonizuje sąsiadujące z Ziemią planety. Sama opowieść rozpoczyna się od odebrania sygnału ratunkowego z rozbitego statku. Uratowanie rozbitków, etap toczący się na bujnej w roślinność planecie przypominającej lokacje rodem z „Monkey Island”, to dopiero początek historii, w której humor miesza się z wątkiem szpiegowskim a całość – oczywiście za sprawą pięknej kobiety w obcisłym lateksie – zmierza do części, w której od nas zależą losy ludzkości.
Motywy znane z dziesiątek innych przygodówek fajnie wpleciono w „Kaptain Brawe” w satyryczną kosmiczna oprawę szydzącą na każdym kroku ze zbyt poważnego science fiction i konwencji space opery w ogóle. Jako że podobnych gier wśród współczesnych przygodówek praktycznie nie ma, dla takich jak ja miłośników gwiezdnych klimatów, gra od razu staje się pozycją obowiązkową. Nie trzeba być jednak wyposażonym w joniczne generatory poczucia humoru fanem „Star Treka” by się nią cieszyć. Kolorowa, ręcznie rysowana oprawa i dwuwymiarowe, animowane w bardzo staroszkolny sposób modele postaci, spodobają się każdemu weteranowi gatunku. No i jeszcze rozwiązywanie zagadek – te chociaż nie stoją na zbyt wysokim poziomie trudności (jeśli na jakimś etapie stawałem na dłużej, to dlatego że szukałem zbyt przekombinowanych rozwiązań), to zapewniają głowie odpowiednią dawkę, hmm, główkowania.
I właściwie jedynym mankamentem gry jest brak mówionych dialogów – wszystkie kwestie występują w formie tekstów. Wymagało to ode mnie chwili na przyzwyczajenie się, jako że odwykłem od takiego, bądź co bądź, niskobudżetowego rozwiązania spotykanego obecnie najczęściej w darmowych, amatorskich produkcjach. Z drugiej jednak strony świetną robotę w budowaniu klimatu wykonuje w grze muzyka, także o braku kwestii mówionych łatwo zapomnieć.
Niespodziewanych i tak miłych prezentów jak kopia „Kaptain Brawe – A Brawe New World” poproszę jak najwięcej. A wszystkich, których tym tytułem zainteresowałem gorąco zachęcam do kupna gry (ok. 60 zł) za pośrednictwem jej strony internetowej.