Przede wszystkim cieszę się z tego wpisu, bo oznacza że po tygodniu paskudnej grypy w końcu wylazłem z łóżka. Mając to wyznanie za sobą spieszę z wyjaśnieniem dlaczego, pomimo wcześniejszych zapowiedzi, na blogu zabrakło recenzji w końcu wydanego w Polsce „Braida”.

O fakcie tym pisałem ciesząc się, że City Interactive wyda w naszym kraju „The Whispered World”. Obok tej kolorowej przygodówki pojawiła się na sklepowych półkach jedna z najbardziej docenianych produkcji niezależnych ostatnich lat, przebój formatu „World of Goo”. Podobnie jak w przypadku klejących glutów, tak i „Braid” wydany zostaje ze sporym opóźnieniem. Różnicą jest cena – zamiast dwudziestu aż czterdzieści złotych. Chciałbym jednak zwrócić waszą uwagę na inną niezależną produkcję, która z mniejszym „szumem” zawitała nad Wisłę i Odrę i od dłuższego czasu dostępna jest w sklepach.

Mowa o „Magic Markerze”, tytule przy którym bawiłem się dużo lepiej niż „Braid”. Zadziałał tu prawdopodobnie efekt nowości, bo o ile „Braid” należy bardziej do typowych dwuwymiarowych platformówek, tak „Marker” wprowadza naprawdę zabawną innowację. Przemierzając kolejne poziomy jako rudowłosy chłopaczek zbieramy kulki tuszu do gigantycznego pisaka, którym możemy potem dorysowywać elementy poziomów, co najczęściej jest niezbędne do zebrania wszystkich znajdziek lub ukończenia levelu.

Etapy są spore i naprawdę pomysłowo zaprojektowane. Oko cieszy też ich dwuwymiarowa rysunkowa różnorodność, bo zaczynamy w przydomowym ogródku by potem zwiedzić wyspę piratów i futurystyczną krainę robotów. Wszystko to robimy starając się złapać niemilca, który wciągnął chłopaka na kartki z jego własnymi malunków.

„Magic Marker” do najtańszych też niestety nie należy, bo IQ Publishing wydało go w cenie złotych pięćdziesięciu. W porównaniu do „Braid”, to jednak wydatek dużo bardziej opłacalny, zawsze pozostaje też poszukiwanie gry wśród przecen, które niebawem na pewno nastąpią.

Tych których zainteresowałem „Magic Markerem” polecam też demo dostępne z poziomu przeglądarki na stronie gry.