Rzeczywistość często brutalnie weryfikuje nasze plany. Mój polegał na tym by od początku miesiąca pisać regularnie, tymczasem… komp zdechł. A konkretnie laptop. I zdechnięty pozostaje, chwilowo zaś pod swoje skrzydła przygarnął mnie nieużywany od prawie dwóch lat, wyciągnięty zza szafy i przywieziony z domu rodzinnego, stacjonarny komputer osobisty – PeCet w najbardziej klasycznej formie. Nim to jednak nastąpiło, przez tydzień żyłem praktycznie offline…
Praktycznie, bo faktycznie zdarzyło mi się zajrzeć na pocztę, czy ulubione strony, podsiadając na chwilę współlokatora przy jego maszynce. Mimo to, większość czasu musiałem spędzać na innych rozrywkach. Padło na książki i był to wybór jak najbardziej trafny – przynajmniej w większości. Kilka słów o tych, które spodobały mi się najbardziej.