Niedawno, w ramach nadrabiania growych zaległości, sięgnąłem po chwalone i wielokrotnie nagradzane „To The Moon”. Tytuł ten faktycznie mnie zachwycił, ale raczej nie tym, co większość graczy.
Znam przynajmniej kilka osób, które przyznają się (a nawet chwalą), że poznając opartą na podróżach w czasie sentymentalną historię miłosną w „To The Moon” płakali niczym małe dzieci oglądające śmierć Mufasy w „Królu Lwie”. Ja nie płakałem, chociaż czterogodzinną opowieść Kana Gao „łyknąłem” podczas jednego wieczoru.
